Tomasz Mikulski, Prezes Zarządu ML Polyolefins w wywiadzie dla miesięcznika „Plastime Magazine”.
Rok 2020 to okrągły jubileusz ML Polyolefins, czas więc sprzyja podsumowaniom. Jak zaczęła się Wasza działalność, czy mógłby Pan przybliżyć historię powstania przedsiębiorstwa?
Naszą działalność rozpoczęliśmy w 2000 roku, więc jak nietrudno policzyć, mamy już 20 lat. Pierwszym zamysłem było zbieranie odpadów pokonsumpcyjnych, konfekcjonowanie tych odpadów i dostarczanie do firm, które potrzebują tych materiałów do przetwórstwa. Trwało to kilka lat, dopóki w 2006 roku nie zdecydowaliśmy się na pierwszą inwestycję, która miała na celu częściowe zagospodarowanie odpadów, które wtedy były problemem na rynku. Zaczęliśmy recykling od jednej linii o niedużej wydajności. Zaczęliśmy przetwarzać polipropylen z odpadów poprodukcyjnych lub odpadów pokonsumpcyjnych przygotowanych wcześniej przez poddostawców. Od tamtej pory nieprzerwanie inwestujemy w rozwój recyklingu. Osiem lat temu pojawił się pomysł, aby część naszych regranulatów wykorzystywać do produktów ostatecznych dla klienta indywidualnego. Do naszej oferty dołączyliśmy wtedy ekoprodukty, czyli elementy małej architektury ogrodowej, jak np. kratka trawnikowa.
Świętowanie dwudziestolecia zepsuła Wam pandemia. Jak sobie radziliście w tych pierwszych miesiącach?
Naturalnie wraz z nadejściem pandemii musieliśmy wdrożyć środki bezpieczeństwa, by zabezpieczyć zdrowie naszych pracowników, a także klientów. Wprowadziliśmy powszechne, ale oczywiście zalecane przez specjalistów rozwiązania – maseczki, dezynfekcję powierzchni, sprawdzanie temperatury, itd. Dało nam to pewien spokój i poczucie, że robimy wszystko, co w naszej mocy, aby nie dotknęły nas i naszych kontrahentów zakażenia koronawirusem. Tak jak wszyscy, staraliśmy się zminimalizować ryzyko.
Jednym z pierwszych skutków pandemii były rekordowo niskie ceny ropy naftowej i surowców pochodnych. Ceny recyklatu i tworzyw pierwotnych niemal się zrównały…
Ten spadek cen oryginałów nie był dla nas zaskoczeniem. Jesteśmy na rynku od dwóch dekad, więc zdawaliśmy sobie sprawę, że wraz z kryzysem finansowym – bo przecież pandemia doprowadziła do załamania gospodarczego – taka będzie reakcja rynku. I rzeczywiście, na pierwszy rzut oka te ceny mogły wydawać się problemem. Niemniej jednak od wielu lat współpracujemy z klientami, którzy zdawali sobie sprawę, że ta sytuacja się odwróci, co obserwujemy zresztą w ostatnim czasie. Surowce pierwotne wrócą do wysokich cen. Nasi odbiorcy też o tym wiedzą, więc współpracujemy bez przeszkód.
Czy w czasie wiosennego lockdownu mieliście problemy z dostawami?
Jeśli ma Pan na myśli problemy z transportem, to dotknęły nas tak samo jak innych. Szczególnie w pierwszym okresie tych masowych lockdownów w Europie branża transportowa miała problemy z terminowością, ale nie były to duże opóźnienia i były spowodowane np. sytuacją na granicach. Nasi klienci, ale też my jako odbiorca surowców, podchodziliśmy do tego ze zrozumieniem, bo przecież nikt na tę sytuację nie miał wpływu.
Nie spowodowało to np. kłopotów z dostępnością odpadów, czy jednak branża transportowa, mimo początkowych trudności, poradziła sobie z regularną realizacją dostaw?
Od strony zabezpieczenia w surowce, to nie mieliśmy wątpliwości, że czegoś zabraknie i nie będziemy mieli z czego produkować. Naszą przewagą są duże zapasy materiałowe. Nasze 20-letnie doświadczenie w pozyskiwaniu surowca sprawdziło się w tej trudnej sytuacji.
Wielu recyklerów narzeka, że odpady pokonsumpcyjne są u nas bardzo niskiej jakości. Z czego to wynika? Problemem jest brak edukacji w społeczeństwie, czy niedojrzały system?
System jest bardzo niedojrzały. Nie zgodziłbym się, że to tylko źródło odpadów jest słabej jakości. Wiele zależy od tego, jak wygląda współpraca między firmami, które zbierają lub konfekcjonują materiały, a ich odbiorcami. To jest kwestia dopracowania systemowego. Teraz jest to bardzo mocno zróżnicowane i firmy zajmujące się niby tym samym odpadem, przygotowują surowiec kompletnie odmiennej jakości. Taki brak powtarzalności bardzo utrudnia działanie nam, czyli recyklerom. Wydawało się, że przepisy wprowadzone w 2000 roku, czyli już 20 lat temu, coś zmienią. Niestety, zmieniło się niewiele, zwłaszcza jeśli chodzi o świadomość. Bezwzględnie potrzebna jest edukacja i środki na to, żeby firmy, które zajmują się zbieraniem, mogły to robić solidnie i konfekcjonować materiał w sposób, który pozwoli go wykorzystywać w większym stopniu.
Problemy, na które zwraca Pan uwagę, ma rozwiązać Rozszerzona Odpowiedzialność Producenta…
Rząd przewiduje opłatę, którą będą miały wnosić firmy generujące odpady po produktach jednorazowego użytku. Opłata ta powinna być przeznaczona na selektywną zbiórkę i to jest dobry kierunek, bo ta aktywność jest od dawna niedofinansowana. Na dzień dzisiejszy koszty takiej zbiórki są po stronie konsumenta, ale te środki są po prostu za małe, żeby zrobić to solidnie. I tutaj dopatrywałbym się braku jakości odpadów pokonsumpcyjnych.
Drugą sprawą jest… brak tych surowców, zwłaszcza jeżeli mówimy o dużej skali działalności. Rynek pozyskiwania surowców jest mocno spłaszczony i ograniczony, stąd wielu recyklerów importuje, tak jak my, surowce z zagranicy. Po części dlatego, że są lepiej przesortowane, ale przede wszystkim z uwagi na to, że źródło jest cały czas dostępne i niezmienne.
Wspomniał Pan o przepisach sprzed 20 lat. Teraz wejdą nowe, związane z dyrektywą Single-Use Plastics, czy opłatą od opakowań z tworzyw niepoddanych recyklingowi, która ma wejść w przyszłym roku. Czy jesteśmy na to przygotowani?
Ograniczenia czasowe są konieczne, aby takie dyrektywy wprowadzać. Pozwala to sprawnie przygotować się do realizacji założeń ustawowych. Natomiast czy uda się to zrobić w tym zasięgu czasowym, jak wyobrażają sobie decydenci – na to nie jestem w stanie odpowiedzieć.
Sądzi Pan, że polska branża recyklingu jest na to gotowa?
Wydaje się, że w Polsce – jeśli dobrze to rozegramy – jesteśmy w stanie dogonić Europę Zachodnią. A to dlatego, że mamy wrodzony talent, żeby się rozwijać. Technologia, w którą inwestują polskie firmy, jest na tyle nowa i innowacyjna, że to może zbudować nam przewagę nad Zachodem. Recykling tak naprawdę dopiero teraz rodzi się w Polsce, nasze firmy nie są jeszcze bardzo duże, ale mają determinację i chęć rozwoju.
Z jednej strony problemem jest niedoskonały system zbiórki i odzysku odpadów, a z drugiej rodzi się pytanie o same recyklaty i o problemy ich wykorzystania w produkcji…
Dokładnie tak: to wszystko fajnie wygląda, jeśli chodzi o teorię. W praktyce dostosowanie narzędzi do używania recyklatów, czy to mówimy o wtryskarkach, czy formach wtryskowych, nie jest takie proste. Myślę, że będzie to spędzało sen z powiek wielu producentom. Poziomy 25-30% wykorzystania recyklatu w produktach końcowych w kolejnych latach wydają się do uzyskania, ale potrzeba na to czasu.
Oferujecie pewne standardowe regranulaty, ale jak rozumiem modyfikujecie je w zależności od potrzeb?
Jak najbardziej. Mimo, że mamy standardowe produkty, to każdy z nich jest dostosowany do klienta. Dostajemy wytyczne, jakie parametry ma mieć produkt przeznaczony dla niego. Nasz dział rozwoju bada materiał, dostosowuje do oczekiwań. Musimy mieć bazowe produkty, oczywiście, ale większość na dzień dzisiejszy jest dostosowywana do wymagań klienta. Jesteśmy skoncentrowani na materiałach poprodukcyjnych, ale też coraz bardziej znaczący udział jeśli chodzi o wsad materiałowy, pełnią u nas również odpady pokonsumpcyjne, przygotowane przez naszych kontrahentów. Są to polipropyleny i polietyleny, a przede wszystkim polietyleny wysokiej gęstości, dla branży budowlanej i to są nowe produkty, które wdrożyliśmy w tym roku. Mają już zastosowanie w wielu firmach jako produkt zastępujący ich wcześniejsze materiały recyklingowe. Cieszymy się z tego i to jest kierunek, w którym chcemy dalej się rozwijać.
Niezależnie od oferty recyklatów, cały czas zajmujecie się również wytwarzaniem produktów końcowych. Czy planujecie dalsze inwestycje w dział wtrysków?
Tak, w planach mamy rozwój części wtryskowej. Chcemy wprowadzać nowe produkty wykorzystując przede wszystkim nasz regranulat. Chcemy zamykać krąg recyklingu, żeby możliwie dużo surowca zużywać na miejscu. Nasze moce produkcyjne już dziś są znaczne, niemniej chcemy je jeszcze bardziej rozwijać. Przy okazji pokazujemy firmom, od których odbieramy materiał, że jest on wykorzystywany w produktach ostatecznych. Można powiedzieć, że oprócz strony biznesowej, jest tu też strona marketingowa.
Pandemia nie odpuszcza i chociaż latem wydawało, że może da się ją trzymać w ryzach, jesienią statystyki wystrzeliły. W sierpniu wspomniał Pan, że wracamy powoli do poziomów sprzed pandemii… czy widać w ogóle światełko w tunelu?
Mam nadzieję, że nie będzie kolejnych lockdownów, które z powrotem wstrzymają zapotrzebowanie na materiał. Latem rzeczywiście wiele firm wróciło do poprzedniej aktywności i nadrabiania wiosennych przestojów. Ostatnie tygodnie pokazują, że większość firm nadrabia straty z pierwszej połowy roku i pracuje nieustannie.
Jakie macie plany na najbliższą przyszłość?
W tym roku uruchomiliśmy nową linię, podwajając moce produkcyjne. Materiały z nowej linii są już wykorzystywane na naszych wtryskarkach, trafiają też do naszych klientów. Chcemy osiągnąć bezpieczną moc 75-80% produkcji i wtedy będziemy zastanawiali się, co dalej. Mam nadzieję, że nic nie będzie stało na przeszkodzie, żeby się dalej rozwijać.
Czego życzyć firmie ML Polyolefins?
Myślę, że spokoju. Jesteśmy firmą, która zajmuje się produkcją. Pracujemy 7 dni w tygodniu, 24 godziny na dobę, więc takie firmy jak nasza potrzebują spokoju, stabilności, spójnych przepisów. To jest coś, co pomogłoby nam spokojnie pracować. No i oczywiście nowych, zadowolonych klientów.