Felieton z „Plastime Magazine” 1/2021
W dawnych, miłych, ale dość uciążliwych czasach, kiedy człowiek zapragnął poszerzyć swoje horyzonty, udawał się do biblioteki, zapisywał na jakieś studia, ewentualnie – gdy miał trochę szczęścia i znajomości w biurze paszportowym – wyjeżdżał do NRD. Kiedy ktoś poczuł się chory, natychmiast sięgał po dwutomową encyklopedię zdrowia PWN w zielonych okładkach albo po prostu szedł do lekarza.
Dziś, cóż, nie musimy nawet ruszać się z kanapy. W zasięgu naszego smartfona mamy przecież całą wiedzę, jaką przez tysiąclecia mozolnie i z niemałym poświęceniem zgromadziła ludzkość. Aby sobie poszerzyć horyzont, wystarczy smyrnąć palcem po ekranie i wejść na jedną z tych buzujących intelektualnym fermentem platform w rodzaju Facebooka, które brawurowo zastąpiły nam uniwersytety. Bez większego wysiłku zanurzymy się tam w porywającym dyskursie, jaki zajmuje światłe i wyedukowane umysły XXI wieku: czy Ziemia aby na pewno jest okrągła? (wiele wskazuje, że jednak nie), czy 5G to tajna organizacja wyodrębniona z G7, która ma kontrolować nasze umysły za pomocą nanobotów ukrytych w szczepionkach? czy prawdą jest, że to Bill Gates wymyślił pandemię, której w dodatku tak naprawdę nie ma? i komu na litość boską zależało, aby zasypać Hiszpanię nie śniegiem, ale podejrzaną pianką z plastiku?
Pytania tego rodzaju mnożą się niczym mutacje koronawirusa. To jednak nie problem, bo odkąd wykłady akademickie zostały zastąpione memami, zbiorowa wiedza ludzkości pogalopowała o całe lata świetlne do przodu.
Jako przykład weźmy temat ostatnio bardzo modny: szczepionki. W ponurych wiekach przedinternetowych były traktowane jako przełom w walce z drobnoustrojami i – cóż – ciemny lud to kupował. Dziś, jakieś sześć milionów memów później, każde dziecko i każda agentka ubezpieczeniowa – na przykład pani Justyna Socha z Poznania – wie, że szczepionki są groźniejsze od chorób, a zdesperowane koncerny farmaceutyczne musiały aż wywołać PLANdemię, żeby sprzedawać swoje zbrodnicze wyroby.
Wiem, czepiam się braku wykształcenia medycznego pani Sochy, co podobno jest już tanim, zużytym i nieeleganckim chwytem. Tym bardziej, że w naszych oświeconych czasach, jak już wspominałem, nie trzeba podejmować mozolnych studiów: zawsze można się wyedukować na filmikach z YouTube i zdjęciach z Instagrama.
Z drugiej strony Justyna Socha mi imponuje. Ma niespożytą energię wyznawcy, zdolną zmieniać rzeczywistość. Oczywiście nie zawsze to się udaje, bo rzeczywistość bywa cholernie niewdzięczna, ale pani Justyna chociaż próbuje – latem postanowiła odwołać pandemię, a kiedy to się nie udało, wystosowała apel do prezydenta: „niech Andrzej Duda odwoła pandemiopsychozę i skończy z koronapaniką”. Widzicie tę determinację? Nic dziwnego, że pod taką presją nasz prezydent postanowił być w kwestii szczepień niejednoznaczny: ogólnie warto, ale on osobiście to nie zawsze.
I tę chwilę wahania natychmiast wykorzystali celebryci.
Nie dość, że bezwstydnie wepchali się do kolejki, zabierając seniorom numerki do przychodni, to jeszcze popsuli pani Justynie antyszczepionkową robotę: po aferze w WUM odsetek ludzi chcących się zaszczepić gwałtownie wzrósł. Oczywiście było to tak bardzo do przewidzenia (jak się Polak dowiedział, że ktoś mu się wpycha bez kolejki – nawet jeśli wcześniej nie zamierzał w niej stać – to jak mógł zareagować?), że wielu komentatorów podejrzewało ustawkę.
Ustawka, czy nie, warto zauważyć, że nie pierwszy raz w historii celebryci włażą do kogoś w butach. Wcześniej uwzięli się na słomki, foliówki i widelczyki – i wiemy jaką histerią to się zakończyło. A wystarczyło trochę pomyśleć.
Szwedzki inżynier Sten Gustaf Thulin wynalazł torbę foliową, aby chronić lasy przed wycinaniem na potrzeby wszechobecnych wówczas opakowań z papieru. Syn Stena, Raoul wyznał, że jego ojciec zawsze nosił plastikową torbę zwiniętą w kieszeni, a pomysł wyrzucania foliówek po ich użyciu był dla niego niedorzeczny.
Oczywiście celebrytom nie przyszło nigdy do głowy, że plastik może cokolwiek chronić. Podejrzewam nawet, że to oni jako pierwsi zaczęli wyrzucać foliówki i widelczyki po jednorazowym użyciu.
Na pewno nie była to moja babcia, wypchana ze szczepionkowej kolejki – ona zwykła te plastikowe widelczyki myć ludwikiem i odkładać na czarną godzinę.
Teraz, kiedy będą zakazane, ja się nie martwię.
Mam cały zapas.
Plastime Magazine
Tekst ukazał się w „Plastime Magazine” nr 1/2021. Chcesz przeczytać następny felieton Arnolda? Zapisz się na bezpłatny „Polimerowy Przegląd Prasy”! Już w najbliższy wtorek odbiorcy naszego newslettera otrzymają dostęp do „Plastime Magazine” nr 2/2021. Zapisz się!





